Powrót do strony głównej

Kalendarium było w poniedziałek w USA praktycznie puste. Wydarzeniem teoretycznie mogło być spotkanie eurogrupy, czyli ministrów finansów strefy euro, ale chyba się tym wydarzeniem nie stało, bo agencje niewiele o nim wspominały.

Na rynku walutowym kurs EUR/USD po ostatniej przecenie korzystał z każdej możliwości wygenerowania odbicia, czyli zrealizowania części zysków z krótkich pozycji. Do jego (niewielkiego) podniesienia wystarczyło, żeby Komisja Europejska oświadczyła, że w celu dokapitalizowania banków z funduszu ESM nie trzeba będzie korzystać z gwarancji rządowych po tym jak wprowadzony zostanie wspólny nadzór finansowy. To oczywiście nie ma żadnego znaczenia. Nadzór być może powstanie (to wcale nie jest pewne), a jeśli nawet powstanie to kiedyś w 2013 roku. Na obecne kłopoty to jest żadne remedium.

Widać to było doskonale na rynku europejskiego długu. Tam rentowności obligacji hiszpańskich pokonały poziom siedmiu procent, a włoskich utrzymywały się nad poziomem sześciu procent. Powody takiego zachowania rynków podawano różne (choćby możliwość bankructwa hiszpańskiego regionu Walencji). Jednak według mnie na nastrojach waży przede wszystkim to, że kilka krajów strefy euro najwyraźniej nie popiera ustaleń szczytu UE.

Rynek akcji po piątkowych spadkach i tuż przed rozpoczęciem sezonu raportów kwartalnych amerykańskich spółek (po sesji publikuje Alcoa) był w nastroju raczej pesymistycznym. Tak dużo mówiono i pisano o tym, że wyniki będą fatalne, że gracze obawiali się mocniej napełniać portfele akcjami. Mówiono, że to problemy Hiszpanii szkodzą amerykańskim akcjom, ale to bardzo wątpliwe wytłumaczenie (wystarczy spojrzeć na rosnący kurs EUR/USD). Indeksy od początku sesji traciły stabilizując się na poziomie o około pół procent niższym od piątkowego zamknięcia. W końcówce spadki zostały zredukowane do minimalnych rozmiarów. Sesja nie miała żadnego znaczenia prognostycznego.

GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję od spadku indeksów (podobnie jak inne giełdy europejskie). Tym razem spadki WIG20 były większe niż innych giełd europejskich, ale to dziwić nie mogło, bo przecież w piątek WIG20 stracił nieznacznie, a inne indeksy europejskie straciły po dwa procent.

Martwić mogło to, że taniała KGHM. Skoro ponad 28. złotowa dywidenda (blisko 20 procent) nie zmusza do polowania na jej zdobycie (ostatni dzień to środa) to znaczy, że cena bez dywidendy jest już zdyskontowana, a skoro tak to źle to wróży naszemu rynkowi.

Wydawało się, że już przed południem, kiedy rynki europejskie znacznie zmniejszyły skalę spadku i wróciły do poziomu neutralnego, również u nas indeksy zaczną się podnosić, ale tak się nie stało. Panował marazm, a w końcu sesji niedźwiedzie przycisnęły nawet pedał gazu - przede wszystkim WIG20 ciążyły banki i JSW (groźba strajku). Indeks stracił 1,4 proc. i pojawiły się pierwsze sygnały sprzedaży.

Piotr Kuczyński

Główny Analityk
Dom Inwestycyjny Xelion

Opracowanie własne na podstawie danych opublikowanych w serwisach www.reuters.com, www.bloomberg.com, www.macronext.com, www.marektwatch.com, www.news.google.com, www.ft.com, www.bankier.pl, www.pb.pl, , przy założeniu, iż powyższe dane są prawidłowe, pełne i  nie wprowadzające w błąd, jednakże nie były one niezależnie zweryfikowane. Opracowanie ma charakter ogólny i nie może stanowić wyłącznej podstawy do podjęcia jakiejkolwiek decyzji inwestycyjnej przez jego odbiorcę.

Przedmiotowe opracowanie nie może być interpretowane jako rekomendacja Domu Inwestycyjnego Xelion Sp. z o.o. w rozumieniu art. 76 dnia 29 lipca 2005 roku o obrocie instrumentami finansowymi. Dom Inwestycyjny Xelion Sp. z o.o. ani autor nie ponoszą odpowiedzialności za następstwa decyzji inwestycyjnych podjętych na podstawie informacji i opinii zawartych w niniejszym opracowaniu, o ile przy ich sporządzaniu dołożono należytej staranności.