Niewiele da się powiedzieć o tym, co działo się w czwartek na rynkach amerykańskich (podobnie zresztą jak i na europejskich). Po prostu nadal trwał proces window dressing. I najpewniej to nie jest jego koniec. Częściowo pomagały bykom dane makro.
Ostateczne dane o PKB w trzecim kwartale nie zasługiwały już nawet na drgnięcie kursów i indeksów, bo to już głęboka historia, ale odnotujemy, że były dosyć słabe. Oczekiwano wzrostu PKB o 2 procent, a wzrósł o 1,8 procent. Jednak Ilość złożonych w ostatnim tygodniu wniosków o zasiłek dla bezrobotnych nieznacznie spadła (spadła też średnie 4. tygodniowa) – do 364 tys. Oczekiwano wzrostu - nie bardzo wiem dlaczego w sytuacji, kiedy przed świętami sklepy i usługi pracują pełną parą. Faktem jest jednak, że były to dane najlepsze od 3,5 lat – sytuacja na rynku pracy w USA poprawia się.
Druga partia danych też była mieszana. Indeks wskaźników wyprzedających (LEI) niczego nie wyprzedza, ale jako pretekst do wzrostu doskonale się nadaje. W listopadzie wzrósł o 0,5 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc.). Ostateczny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (69,9 pkt.) też był nieco lepszy niż wstępne dane publikowane dwa tygodnie temu. Koniec roku poprawia nastroje. Raport o październikowych cenach domów publikowany przez FHFA był jednak gorszy. Oczekiwano wzrostu, a ceny w październiku spadły o 0,2 proc. m/m.
Na rynku akcji cel był tylko jeden: doprowadzić do zakończenia roku wzrostem szerokiego rynku reprezentowanego przez indeks S&P 500 (DJIA już zyskuje około pięć procent). Do tego potrzebne było przekroczenie poziomu 1.257 pkt. Indeksy od początku sesji rosły, ale rosły nieznacznie. Dopiero wtedy, kiedy zakończył się handel w Europie i znikło zagrożenie stamtąd płynące, indeksy naprawdę ruszyły na północ. Weszły na wyższy poziom i S&P 500 stanął tuż pod 1.257 pkt. I tam dzień zakończył. Zostało jeszcze 5 sesji do końca roku, więc musiałby się wydarzyć cud, żeby ten poziom nie został przełamany.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję spadkiem WIG20 (reakcja na cudo-fixing ze środy), ale bardzo szybko byki wzięły się do pracy. Pomagały dobre nastroje na innych giełdach europejskich. U nas jednak znowu było inaczej niż za granicami Polski. Korelacji nie było. Po powrocie do poziomu neutralnego WIG20 znowu zaczął spadać. Przed pobudką w USA byki przycisnęły nieznacznie pedał gazu, ale nic sensownego z tego nie wynikło. Rynek bujał się na mizernym obrocie pół procent pod poziomem równowagi. I tylko dzięki fixingowi skończył nieco lepiej (spadek o 0,37 proc.) na mizernym obrocie. Znowu potwierdza się, że mało komu zależy na poważnym podciągnięciu indeksów na koniec roku. Fundusze chcą wypracować niską bazę na 2012 rok.
Piotr Kuczyński
Wszelkie opinie i oceny zawarte w niniejszym dokumencie wyrażają indywidualne opinie osób go sporządzających w dniu jego publikacji i nie mogą być interpretowane jako podstawa do podejmowania jakichkolwiek decyzji dotyczących inwestycji dokonywanych przez czytelnika. Xelion. Doradcy Finansowi Sp. z o.o. nie ponosi odpowiedzialności za skutki decyzji podjętych na podstawie niniejszego opracowania i zawartych w nim opinii autora.