Powrót do strony głównej

Rok 2010 był drugim już z kolei rokiem korekty bessy, a na niektórych rynkach (Argentyna, Indonezja, Tajlandia, Turcja) wręcz hossy. Problemy Grecji, Irlandii i innych krajów PIIGS doprowadzało do chwilowych  (nawet sporych) korekt, ale rynki zawsze wędrowały wyżej. Szczególnie silne były rynki surowcowe. Spójrzmy tylko na to, co działo się na przełomie listopada i grudnia.

Listopad na giełdach był dość słaby (wypadł trup z szafy, czyli nabrzmiał problem Irlandii), ale przełom nastąpił w pierwszym dniu grudnia. Grudzień jest najczęściej bardzo dobrym miesiącem dla akcji, bo wszystkim zależy na dobrym zakończeniu roku i wypracowaniu olbrzymich premii. Można te zwyżki nazwać rajdem św. Mikołaja, chociaż jest on przez profesjonalistów definiowany bardzo różnie. Cześć mówi, że chodzi o bardzo dobry dla byków cały grudzień. Część o tym, że indeksy rosną między Świętem Dziękczynienia, a część, że między Bożym Narodzeniem i pierwszymi dniami nowego roku. Historia potwierdza tylko tę ostatnią definicję tego rajdu. Dosyć to zresztą jest oczywiste, bo gigantyczne „window dressing” na koniec roku podciąga ceny aktywów, a początek roku to z kolei napełnianie portfeli przez fundusze zgodnie z nową polityką inwestycyjną.

W 2011 roku wszystko przemawia za kontynuowaniem zwyżek, ale takie proste to nie będzie. Oczywiste jest bowiem, że w 2011 roku rynek długu i CDS będzie chciał przetestować determinację ECB i polityków Unii Europejskiej w obronie strefy euro. Zakładam, że rynki finansowe zmuszą Portugalię do przyjęcia pomocy UE/MFW/EBC (z funduszu stabilizacyjnego). To jeszcze inwestorzy przyjmą stosunkowo spokojnie. Jednak na tym się nie skończy i następna w kolejce będzie Hiszpania. Zagrożenie wynikające z problemów Hiszpanii dla banków Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji jest równe sumie zagrożeń wynikających z problemów Irlandii, Grecji i Portugalii. Dlatego też fundusz stabilizacji zostanie zwiększony z 750 mld euro do 1 – 1,5 bln euro, a EBC zostanie zmuszony do zwiększenia zakupów obligacji.

Jeśli „drukować” pieniądze będzie Japonia, USA i UE to wynik może być tylko jeden: duży wzrost inflacji i cen różnych aktywów oraz napompowanie kolejnych baniek spekulacyjnych. Zakładam, że atak na Hiszpanię doprowadzi do sporej korekty, która będzie okazją do kupna różnych instrumentów (przede wszystkim związanych z rynkiem surowcowym). Po uratowaniu Hiszpanii hossa będzie kontynuowana aż do pęknięcia baniek, czyli do momentu, kiedy banki centralne będą zmuszone zacząć zwalczać inflację (zapewne lata 2012/13).

W tej sytuacji sky is the limit. Skoro indeksy w Argentynie, Turcji czy Islandii biły rekordy wszech czasów to i WIG20 może to zrobić. Sporo zależy od tego, czy chęć reformowania systemu emerytalnego rozejdzie się po kościach. Jeśli rozgrywkę wygrają zwolennicy zmian á la Michał Boni to rynek odbierze to tak: OFE będą mogły zapełniać portfele w subfunduszu A nawet w 75-85 procentach akcjami, a to musiałoby zwiększyć ceny akcji na GPW i przyciągnąć zagraniczny kapitał.

 

Piotr Kuczyński

Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
 
 
 
Wszelkie opinie i oceny zawarte w niniejszym dokumencie wyrażają indywidualne opinie osób go sporządzających w dniu jego publikacji i nie mogą być interpretowane jako podstawa do podejmowania jakichkolwiek decyzji dotyczących inwestycji dokonywanych przez czytelnika. Xelion. Doradcy Finansowi Sp. z o.o. nie ponosi odpowiedzialności za skutki decyzji podjętych na podstawie niniejszego opracowania i zawartych w nim opinii autora.